Sztuka Kochania vs sztuka filmowania







Kochani. Film widziałem. Po pierwsze były momenty, dużo momentów (tak za PRL-u nazywało się wszelkie sceny rozbierane) no i całe mnóstwo znanych i lubianych aktorów (m.in.: Piotr Adamczyk, Danuta Stenka, Borys Szyc, Katarzyna Kwiatkowska, Eryk Lubos, Karolina Gruszka, Arkadiusz Jakubik, Tomasz Kot i wielu, wielu innych...). Co najważniejsze zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Zapytacie w kim? Już piszę. Ekran kinowy uwielbia dynamiczne postaci bohaterów z misją, więc od pierwszego ujęcia do ostatniego miłością obdarzyłem Magdę Boczarską w roli głównej. 






W dodatku oglądałem ją w pełnym przekonaniu, że patrzę na prawdziwą Michalinę Wisłocką, zresztą w popremierowych wywiadach córka pani Michaliny stwierdziła: moja matka zachowywała się identycznie! A więc mamy tu, niczym Krystynę Jandę w Człowieku z żelaza czy Jerzego Stuhra w Wodzireju, wiodącą postać napędową (chyba nie ma tu sceny bez jej udziału) oraz dziesiątki innych wyrazistych postaci. Klucz doboru kastingowego (Marta Kownacka) raczej nie zaskakuje, i bardzo dobrze, bo dzięki temu zarówno wykonawcy jak i my, widzowie, mamy poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu. 



A więc w roli superfuckera pojawia się tu Eryk Lubos, rozerotyzowanego naukowca wykonuje Piotr Adamczyk (zresztą ten nygus to chyba wszystko zagra), jako partyjny ważniak z wydziału kultury przy KC pojawia się Arek Jakubik a pani generałowa to Danuta Stenka. W dodatku wszyscy wykonawcy super fajnie wyglądają (kostiumy: Ewa Gronowska) panie wystrojone są w kolorowe i ukwiecone kreacje, panowie są wystylizowani jakby urwali się z pokazu Mody Polskiej. Tuż za plecami Boczarskiej, w tej plejadzie gwiazd kina i serialu trwa walka o miejsce na ekranie. W moim poczuciu wygrywa ją Borys Szyc. Choć gra tu wydawałoby się z założenia mdławą postać (dyrektor państwowego wydawnictwa Iskry) na potrzeby spójnej wizji filmu został wykreowany tu na żigolaka, zawadyjakę w rozpiętej prawie do pępka koszuli. 





Generalnie widać, że wszyscy się dobrze bawili na planie. Ta lekkość zabawy znakomicie przekłada się na percepcję obrazu (co należy podkreślić pełnej sali kina Luna) widownia była ożywiona, intensywnie promieniowała przyjemnością obcowania z obrazem Marii Sadowskiej.
Ale zaraz. Na plakacie filmu wyeksponowana jest informacja, że to dzieło twórców filmu „Bogowie” a przecież reżyserem tamtego filmu był Lukasz Palkowski... Otóż „Sztuka kochania” to film producencki czyli reżyser zostaje zaproszony do gotowego projektu, aby pod czujnym okiem producentów (m.in. Piotr Starak, Xawery Żuławski) zrealizować gotowy scenariusz. A skoro już o scenariuszu mowa, to czym byłaby genialna kreacja Boczarskiej bez znakomitego tekstu? Jego autor (Krzysztof Rak) ma niebywałego nosa. Biografia Wisłockiej to filmowy samograj: sex w przaśnym PRL-u, charyzma bohaterki, walka o słuszną sprawę, miłosne trójkąty, historyczny anturaż... Jednak do tego znakomitego materiału potrzeba jeszcze być błyskotliwym krawcem, którym Rak niewątpliwie jest. Opowieść jest urozmaicona, wartka (chwilami nawet jakby zbyt, ale o tym potem), słowem dzieje się, no... można by się zastanowić nad sensem burzenia chronologii, te przeskoki w czasie były mocno dezorientujące a wręcz irytujące. Pozostawszy w roli tzw. widza przeciętnego właściwie mógłbym już skończyć tekst, ja jednak pozwolę sobie pójść troszkę dalej i spojrzeć na film Sztuka kochania z perspektywy sztuki filmowej. Jak już wcześniej wspomniałem to film producencki a więc głównym celem takiej produkcji jest wygenerowanie maksymalnych zysków, słowem wymiar komercyjny. I w tym kontekście Marysia Sadowska może zameldować wykonanie zadania! Stopień zmitologizowania siermiężnych czasów PRL-u (przestylizowane kreacje aktorów, lśniące i nowiutkie samochody i autobusy, jaskrawe kolory, neony, eleganckie zastawy w knajpach etc.), sposób fotografowania ( Michał Sobociński) oraz kolosalna ilość muzyki ilustracyjnej (Radzimir Dębski), przez całą projekcję jest góra kilka minut akcji bez oprawy muzycznej, powodują, że zobaczyłem jakby rozciągniętą w czasie reklamówkę wafli Price Polo albo polską odpowiedź na Wakacje Mikołajka




Stylizacja scenograficzno kostiumowa jest tak mocna, że nie wykluczam, iż reżyserka najchętniej zrealizowałaby musical, co zresztą prawdopodobnie byłoby komercyjnie jeszcze większym sukcesem (patrz na Lala land) a i znakomicie pogodziłoby się drugą pasją reżyserki, jak wiemy dzieli twórczość filmową z wokalistyką i szeroko rozumianą muzyką (m.in. przebojowe Chcemy tylko tańczyć czy Kiedy nie miłości).




Poza wybitną Boczarską (szczerze mówiąc kompletnie nie podejrzewałem jej o tak pozytywny zaskok) reszta aktorów nie za bardzo ma co grać, nie zobaczyłem tam ludzi, lecz tylko postaci ekranowe, pozostające w swych dotychczasowych emploi i wykonujący mocno powierzchowne zadania aktorskie (Całe zboże kosi tu Boczarska). Jak dla mnie film jest opowiadany w sposób troszkę zbyt pospieszny, niczym streszczenie poprzednich odcinków w serialu. Tylko jedna scena w filmie miała pełen przebieg dramaturgiczny czyli trwała tyle ile powinna ( to moment kiedy postać grana przez Piotra Adamczyka decyduje się opuścić małżeński trójkąt) ale zdecydowana większość ekranowej akcji płynie strumieniem wartkim ale nie pozostawiającym we mnie emocjonalnego osadu. Podsumowując. Sztuka kochania to film lekki łatwy i przyjemny, błacha bajeczka o smaku wina półsłodkiego (notabene przeznaczenie chciało, że właśnie takie trafiło mi się w szafce i opróżniłem je na widowni w przemiłym towarzystwie), da się to wypić, ale zdecydowanie preferuję smaki wytrawne. 

ps. To kolejny film, gdzie mimo całkiem niezłej znajomości języka polskiego nie byłem w stanie rozszyfrować połowy dialogów, WTF ?!   

Komentarze

  1. Jakie kinko takie winko ;) przemiłe towarzystwo dziękuje za wspólne tłumaczenie sobie dialogów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Koszmarny jest dobór czcionki i kolorystyki na tym blogu. W treści wpisu czcionka mała, o stałej szerokości i do tego to pomarańczowe, pogrubione, nieczytelne coś na szarym tle, co pewnie jest odnośnikami, ale nie odważyłem się sprawdzić. Gwałt na oczach, odpadłem po przeczytaniu pierwszego akapitu. WTF?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi film spodobał się bardzo, może dzięki humorystyce czy scenografii. Miło zaskoczył mnie tu Borys Szyc swoją grą. Jeśli chodzi o nielinearność przedstawienia historii- mi ten sposób akurat przypadł do gustu, dzięki niemu z większym zaciekawieniem oglądałam film, by odkryć składowe powstawania książki

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty