Nie ma to jak wśród przyjaciół
„Wśród przyjaciół”
Do tej pory jego twórczą domenę
stanowiły ilustracje i formy komiksowe, a tu proszę, oto mam przed
sobą prozatorski debiut. Maciej Sieńczyk, bo to nim mowa, napisał
książkę a wydawnictwo Czarne zaryzykowało jej druk. Jednak nie ma w
tym fakcie specjalnego zaskoczenia. We wcześniejszych pracach komiksowych co i rusz dawał upust swoich literackich inklinacji. I tu rodzi
się pewna analogia z twórczością Doroty Masłowskiej. O ile Masłowska obdarzona została niebywałym zmysłem do operowania współczesnym
językiem młodzieżowym, Sieńczyk, z nie mniejszą swadą, czerpie
pełnymi garściami z anachronicznego języka
literatury młodzieżowej spod znaku Verne'a czy Leśmiana. Rok 2013
był dla twórcy przełomowy, jego surrealne „Przygody na bezludnej wyspie”
(jako pierwszy komiks) uzyskały nominację do literackiej nagrody
„Nike”.
Wprawdzie autor o główną nagrodę jedynie się otarł
(co zostawiło na jego psychice trwały ślad odciśnięty w pewnym
fragmencie opisywanej książki) jednak i tak zapunktował, nominacja pozwoliła
nie tylko opuścić komiksowe getto ale i zdobyć ogólnopolski
„fame”. Autotematyzm, fundamentalne pytania o to czy jestem obłąkany czy też nie stanowią istotne wątki literackich dociekań Sieńczyka. Faktycznie twórca ów
nader chętnie i swobodnie balansuje pomiędzy rzeczowym osądem rzeczywistości
a folgowaniu dziwnym, wręcz dziwacznym tworom swego talentu. Na szczęście Sieńczyk obdarzony został przez matkę naturę wysokiej próby poczuciem
humoru, stanowiącego skuteczną przeciwwagę dla wątków przeczącym
tzw. dobremu smakowi. Nawet najbardziej kontrowersyjne motywy
wprowadza z ujmującą gracją i elegancją. Pisarz wyraźnie
podkreśla, że jego „elan vital” (siły twórcze) są mocno
ograniczone, co skazuje go na daleko posuniętą ekonomikę działań.
A więc dotychczasowe albumy komiksowe stanowiły kompilacje plansz
drukowanych uprzednio w (nieistniejącym już) miesięczniku
„Lampa”), natomiast na debiutancką książkę składają się
felietony publikowane (w rubryce „Mój kącik” ) na przestrzeni
ostatnich dwóch lat w portalu www.dwutygodnik.com.
Aby te różnorodne miniatury zafunkcjonowały jako materiał na
książkę autorze potrzebował zastosować jakieś literackie
spoiwo. Główny bohater (narracja prowadzona jest w pierwszej
osobie) to jeden z uczestników krotochwilnego mityngu
zorganizowanego w przepastnym mieszkaniu enigmatycznego gospodarza.
Zakąszając pikantną pastą fasolową oddają się tam snuciu
opowieści. Atmosferę przepełnia
tolerancja wobec dziwności, co znakomicie sprzyja dobywaniu na
światło dzienne coraz to bardziej zaskakujących, coraz
intymniejszych zwierzeń. Trudno się oprzeć wrażeniu, że ów
gospodarz to właśnie Sieńczyk, a jego goście, w swej istocie,
stanowią fantasmagoryczny wyraz socjalnej tęsknoty.
Sieńczyk, jak i jego literacki gospodarz, to typ nałogowego
kolekcjonera, jak to autor ujął „obłąkaliów”. A dla
kolekcjonera bodaj największą przyjemność stanowi właśnie
demonstrowanie obiektów wsparte talentem gawędziarskim. Ów dar
Sieńczyk niewątpliwie otrzymał, o czym na żywo mogli się
przekonać uczestnicy niedawnego spotkania z pisarzem w
zaprzyjaźnionej galerii Raster.
Ale wróćmy do książki.
Pojawiają się tu zatem liczne kolekcjonerskie gawędy, o wyprawach
na dziado bazarki (w rodzaju warszawskiej „Olimpii”),
penetrowaniu śmietników czy eksploracji mieszkań po świeżo zmarłych. Wszystko to w imię pasji wyszukiwania kolekcjonerskich rarytasów m.in. starych pocztówek,
pamiętników, ulotek zdrowotnych czy (już bezpańskich) protez
natury medycznej.
„Wśród Przyjaciół” czytałem a raczej
smakowałem jak tomik poezji, powolutku, na raty. Nie to żebym zachęcał do konsumpcji
alkoholu, ale uważam, że warto do tej lektury przygotować
odpowiednią ilość należytej whisky i smakować, delektować się
i upajać...
Tekst zakończę optymistycznym cytatem
z rzeczonej książki: „Nie ma sensu zbytnio rozpamiętywać życia,
bo prowadzi to tylko do zużycia aparatu refleksji, ale w mojej
sytuacji zrobienie podsumowania było na miejscu i ucieszyłem się,
kiedy wyszło na plus”. Jako czytelnik również bardzo się cieszę.
Cześć Mateusz
OdpowiedzUsuńDzwoniłem, ale nie odbierałeś, więc przyjmij w tym miejscu moje gorące podziękowania za ten długi, dowcipny i trafiający w punkt tekst. Nigdy Ci tego nie zapomnę!
pozdrawiam serdecznie
Maciek Sieńczyk