Pokotem przed "Pokotem"
Pokotem przed "Pokotem"
Najpierw
był emocjonalny wpis dziennikarskiego idola „dobrej zmiany”
Cezarego Gmyza: „Głęboko antychrześcijański, właściwie
pogański film. Apoteoza ekoterroryzmu”, a chwilę potem gruchnęła
fantastyczna wiadomość - na prestiżowym festiwalu filmowym w Berlinie „Pokot” otrzymał Srebrnego
Niedźwiedzia oraz
nagrodę im. Alfreda Bauera.
Autorka filmu (tutaj przepraszam Kasię Adamik, ale uznaję „Pokot” za film Agnieszki Holland) to obywatel świata, z
powodzeniem realizujący się zarówno w Hollywood, Francji czy w Polsce. Jej „Zdjęcia próbne”, „Aktorzy prowincjonalni”
czy „Kobieta samotna” uważam za najwybitniejsze osiągnięcia
kina
moralnego
niepokoju.
O sile jej obrazów stanowiły zawsze autorskie
scenariusze, w których podejmowała tematy brawurowo, bez
znieczulenia, bez owijania w bawełnę. Zresztą wielu
najznamienitszych polskich reżyserów, z Andrzejem Wajdą na czele,
korzystało z jej wyjątkowego talentu dramaturgicznego. Pani
Agnieszka to inteligent w starym, dobrym stylu, erudytka
potrafiąca przekonywająco artykułować swoje racje. W swoim
najnowszym dziele Holland rzuciła rękawicę jednemu z
potężniejszych lobby (a jednocześnie bastionowi konserwatyzmu) - łowiectwu. Scenariusz napisany przez Holland do spółki z Olgą
Tokarczuk oparty jest na książce „Prowadź swój pług przez kości
umarłych”. Jak dowiedziałem się z jednego z wywiadów panie
pracowały nad nim kilka lat, jednak, poza niewielkimi zmianami, nie
odbiega znacząco od tekstu książki Tokarczuk.
Główna bohaterka to Janina
Duszejko, emerytowana pani inżynier, która na jesieni życia
postanowiła porzucić cywilizację i zamieszkać gdzieś w ustronnym
zakątku kotliny kłodzkiej. Już na samym początku filmu bohaterka
zostaje wyraźnie zdefiniowana jako osoba pełna empatycznej miłości
do zwierząt, radykalna ekolożka i zadeklarowana astrolożka. W tej
mocno przerysowanej roli wystąpiła mało znana aktorka Agnieszka
Mandat. Jednak w kreacji pani Agnieszki bohaterka stanowi typ najgorszy
- to histeryzujący i nawiedzony babsztyl. Szczególnie źle znosiłem
sceny gdzie bohaterka łamiącym się od emocji falsetem wykrzykuje
oskarżenia prosto w odrażające myśliwskie mordy. Aż nie sposób
było uwierzyć, że właśnie taka osoba zdołałaby zgromadzić
wokół siebie grupkę oddanych sprzymierzeńców. Mimo walorów
formalnych, zwłaszcza należy docenić niebywałej urody zdjęcia
Jolanty Dylewskiej, „Pokot” to zaangażowane kino publicystyczne
i manifest światopoglądowy. W centralnym punkcie celownika znaleźli się myśliwi, przedstawieni tu jako wąsaci
okrutnicy, gangsterzy znajdujący perwersyjną przyjemność w
zadawaniu cierpienia i odbieraniu życia.
Oskarżycielski palec wymierzony jest również w kościół
katolicki, który sekunduje niecnym tym praktykom. W jednej ze scen
ksiądz Szelest (Marcin Bosak) podaje oficjalną wykładnię kościoła, zgodnie z którą zwierzęta są pozbawione
duszy a traktowanie ich w sposób nazbyt ludzki to akt
bluźnierczy. Wyraźnie zauważalna jest feministyczna wymowa filmu –
poza zniewieściałym „Dyziem”, zdziwaczałym „Matogą” i
czeskim naukowcem wszyscy pozostali faceci są mocno antypatyczni.
Mimo deklaracji pani Agnieszki, że: „Nie ma czystego
dobra i czystego zła, a każdy człowiek jest bohaterem tej bitwy”
świat stworzony na potrzeby scenariusza filmu jest zaskakująco
dychotomiczny; myśliwi to wyłącznie źli ludzie są (zwłaszcza
odpychający Borys Szyc w roli Wnętrzaka), z kolei główna
bohaterka filmu oraz jej sprzymierzeńcy są wyraźnie
bliscy sercom autorek filmu. W rezultacie, im dłużej trwała
projekcja, sukcesywnie traciłem zainteresowane tym co będzie dalej. Początek
znamionuje realistyczny kryminał, potem film dryfuje w
kierunku czarnej komedii, aby na koniec stać się zinfantylizowaną
bajeczką.
W moim przekonaniu stylistyczna róża wiatrów
stanowi o słabości „Pokotu”. Powstał gatunkowy misz masz, niegroźny thriller (choć robią wrażenie naturalistyczne detale
rozkładu), niewciągający kryminał (słaba konstrukcja) a co gorsza, mało przejmujący moralitet. Najlepiej wypadają w
„Pokocie” elementy groteskowe. (Świetna scena z listonoszem).
Podobno zwycięzców się nie sądzi, jednak pomimo radości ze
zdobycia przez naszą kinematografię prestiżowych laurów, nasuwa mi się natrętne pytanie: jakie to nowe
perspektywy artystyczne otworzył „Pokot” ? Cóż takiego jury
dostrzegło w „Pokocie” czego nie było już wcześniej? Proszę o podpowiedzi, bo ja nie wiem. Natomiast konsternację wywoływały ewidentne niedopatrzenia, wtopy realizacyjne: znikająca
łata na kurtce bohaterki czy dziwne oparzenie na jej twarzy (no chyba, że nie
złapałem jakiś skoków chronologicznych)
Kiedy
przywołuję jakiś obraz filmu, taki który najmocniej wrył mi się w pamięć, jest
to ujęcie zbocza wyłożonego igliwiem, na
którym, zgodnie z myśliwską tradycją, jest wyłożony (często przy pomocy dzieci) tytułowy pokot
czyli rzędy upolowanych zwierząt. Nad martwymi truchłami dumnie prężą się
uzbrojeni myśliwi. Mam takie metaforyczne wrażenie, że oto cześć
jurorów i krytyków dała się upolować ślepą amunicją i padła
pokotem przed „Pokotem” - zdumiewająco słabym filmem na ważny temat. Idę o zakład, że gdyby tenże sam „Pokot” podpisał reżyser bardziej anonimowy film przepadłby z kretesem pośród zalewu innych tytułów. Na ekranie pokazuje się sporo mięsa, chwilami ocieka wręcz krwią, jednak zabrakło tego najważniejszego czyli "filmowego mięsa". Jeszcze raz gratuluję nagrody, ale po
fachowcu tej klasy co Agnieszka Holland spodziewałem się mniej łopatologii a więcej przestrzeni dla wrażliwości i inteligencji widza.
Ps. Tekst
ten został napisany z pozycji widza drugiego rzędu kina „Wisła”
(lepszych miejsc już nie było)
Ps 2. podziękowania dla pani Agaty
Żelazo za zaproszenie na projekcję.
Komentarze
Prześlij komentarz