Ghost in the shell czyli co jest pod tą maską ?
Ghost
in the shell
Przenieśmy
się teraz w przyszłość, w sam środek potężnej japońskiej
metropolii roku 2029. Właśnie w taką podróż japoński
scenarzysta i rysownik komiksowy Masamune Shirow zabrał 28 lat temu
(wersja albumowa z roku 1991) czytelników swojej mangi „Ghost in
shell”. Chętnych nie zabrakło. Kilkusetstronicowy komiks stał
się przebojem, a potem zyskał status dzieła kultowego. Shirow
zdumiewająco nieomylnie przewidział ścieżki technologicznego
rozwoju ludzkości.
Shirow sensacyjną akcję uzupełnił mnóstwem
didaskaliów, w których tłumaczył techniczne i biologiczne
niuanse. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie życie bez smartfona,
tymczasem człowiek przyszłości zamiast nosić ze sobą upierdliwe
urządzenia poddaje się operacyjnej cybernetyzacji. I tak po
aktywowaniu trybu pisania z dłoni wysuwają się mechaniczne palce,
zamiast oczu instaluje się zmiennoogniskowe obiektywy wyposażone w
funkcje termowizyjne lub podczerwień, a z tyłu głowy umieszcza się
gniazda elektronicznych podłączeń, dzięki czemu informacje
czerpane z ultra wydajnego internetu widzi się i słyszy się jakby
telepatycznie, wewnątrz głowy. (W tym celu część mózgowia
zostaje zastąpiona tytanowym nano-interfejsem, który potem można
stopniowo rozbudowywać)
W rezultacie postępu technologicznego
ludzka pamięć podlega funkcjom znanym z komputera: wytnij, kopiuj,
wklej, można też mózg zhakować czyli włamać się doń, przejąć
nad nim kontrolę. Wizjonerski scenariusz mangi Shirowa dla
czytelnika nieobeznanego z komputerowym slangiem (czyli dla
większości odbiorców) był mocno hermetyczny, a rysunek niewiele
miał wspólnego z klarownością. (Pamiętam swoje męki podczas
lektury tego komiksu)
Dopiero
pełnometrażowy film animowany w reżyserii Maromoru Oshii (z roku
1995), sprawił, że „Ghost in the shell” zdołał opuścić
cyberpunkowe getto.
Tutaj
jest link do animowanego filmu w wersji polskiej:
http://www.cda.pl/video/76060988
Wspomagane komputerowo
efekty animacyjne była jak na tamte czasy rewolucyjne, a frenetyczna
muzyka (Keniji Kawaii), z
transowymi partiami instrumentów perkusyjnych i przenikającymi
chorałami, to jeden z najlepszych sound trucków jakie znam.
(Notabene
w roku 2008 pojawiła się zremasterowana wersja pt. Ghost in the
Shell 2.0)
http://www.cda.pl/video/128694087)
http://www.cda.pl/video/128694087)
W
animacji Marmoru Oshii mocno uproszczono zawiłą intrygę oraz
ograniczono technologiczny fetysz, słowem z zawiłej i hermetycznej
historii uczyniono dzieło uniwersalne i komunikatywne, czyniąc z
„Ghost in the shell” ponadczasowy klasyk SF, co napędziło
kontynuacje opowieści.
Wkrótce
Shirow stworzył kolejne części swojej mangi (Ghost in the Shell 2:
Man-Machine Interface), powstały też kolejne filmy anime (Ghost
in the Shell: Stand Alone Complex ) czy pełnometrażowy ( GHOST IN
THE SHELL 2: INNOCENCE )
Wpływ
“Ghost...” na światową popkulturę jest przepotężny. Bracia
Wachowscy (autorzy filmu “Matrix”) oficjalnie przyznają się do
licznych inspiracji Ghostem (choćby płynące kolumny zielonych cyfr
czy Neo chowający się za filarem podczas pojedynku w wieżowcu
bliźniaczo podobny do ujecia Major podczas pojedynku z czołgiem). O
fascynacji “GiS” wspomina też Darren Arronowsky w kontekście
pisania scenariusza filmu “Pi”.
I
wreszcie, wiosną 2017, doczekaliśmy się ekranizacji słynnej mangi
z udziałem aktorów.
Film
Ruperta Sandersa (choć w wypadku takich superprodukcji trudno mówić
o dziele autorskim) wyraźnie jest inspirowany animacją Oshii'ego.
Niektóre sceny (np. początkowa sekwencja stworzenia syntetycznego
ciała bohaterki czy finałowy pojedynek z czołgiem) są tu
przeniesione niemal jeden do jednego. Główną bohaterką filmu jest
Major Motoko Kusanagi agentka „Sekcji 9” czyli tajnej agencji
rządowej d/s zagrożeń związanych z nowoczesnymi technologiami.
Nawet w tym stechnicyzowanym świecie bohaterka jest kimś wyjątkowym
– to pierwszy, niemal, stuprocentowy android bojowy. Niemal,
ponieważ tym syntetycznym ciałem steruje ludzki mózg. Major,
obdarzona zjawiskową urodą Scarlet Johanson, jest odporna na
postrzały, obdarzona jest nadludzką siłą, perfekcyjnie posługuje
się wszelkimi broniami, beznamiętnie eksterminuje przeciwników,
jednak nosi w sobie znamienne pęknięcie tożsamości: kim jestem...
Człowiekim, bronią, maszyną ? Czym jest człowieczeństwo ? Gdzie
są jego granice ? Do kogo należą powidoki obsesyjnie powracających
wspomnień ? Niby nic nowego, takie kwestie stawiał już choćby
nieśmiertelny „Blade Runner” ale w miarę upływu czasu są to
kwestie coraz bardziej aktualne. Zresztą analogii między filmami
jest całe mnóstwo. W obrazie Scotta (z roku 1982) pojawia się
wszechwładna korporacja, producent androidów „Tyrell corp.”, w
filmie Sandersa to demoniczna firma o, swojsko dla nas brzmiącej,
nazwie „Hanka”.
Podobnie do „Blade Runnera” sycimy tu oczy
spektakularnymi obrazami polis przyszłości. Zresztą tuż przed
projekcją zapowiedziano, że to film specjalnie dedykowany dla
trójwymiarowych kin w systemie I-MAX i faktycznie, to był
audiowizualny spektakl na najwyższym dostępnym obecnie poziomie
zaawansowania. Sugestywność trójwymiarowych obrazów przekroczyła
wszystko co do tej pory w kinie widziałem.
Właściwie każdy element
składowy tej wizualno dźwiękowej uczty przygotowano w sposób perfekcyjny.
Tempo opowieści jest zmienne, moje zmysły ani przez chwilę nie
odczuły zmęczenia nadmierną szybkością montażu, ani przez
chwilę nie straciłem zaangażowania w akcję. Istotnym odstępstwem
od scenariusza pierwowzoru jest postać naczelnego szwarccharakteru.
Zamiast enigmatycznego hakera o pseudonimie „Władca marionetek”
wprowadzony zostaje Kuze czyli postać rodem z serialu „GiS” -
Stand
Alone Complex. Zresztą
ta, jak i inne scenariuszowe zmiany, są w
moim
przekonaniu trafione. (Choć zapewne w tym temacie ortodoksyjni fani
mogę mieć odmienne zdanie) Świetnym kastingowym ruchem było
obsadzenie w roli charyzmatycznego szefa Sekcji 9 znakomitego
reżysera Takeshi Kitano czy jako Dr Ouelet francuskiej aktorki
Juliette Binoche.
Jest
oczywistym, że skrojony na hollywoodzką miarę scenariusz (Jamie
Moss, Jonathan Herman, William Wheele) spłyci filozoficzną głębię
oryginału, jednak mimo to udało się tu zawrzeć kilka istotnych
(choć strywializowanych) pytań. W każdym razie zapewniam cię
czytelniku, że w trakcie projekcji nie będziesz o niczym innym
myślał ponad to, co dzieje się na ekranie. Od pierwszego do
ostatniego ujęcia będziesz uczestniczyć w jednocześnie
fascynującej i przerażającej podr óży do świata gdzie już nikt
już nie jest pewny czegokolwiek. Kto jest człowiekiem a kto
maszyną? Co jest prawdziwe a co holograficzną projekcją? I tylko
po zakończeniu seansu część widzów opuszcza kino z jakimś
dziwnym wyrazem zamyślenia na twarzy. Dokąd ten postęp
technologiczny nas prowadzi? Bo to, że straciliśmy nad nim kontrolę
nie ulega już żadnej wątpliwości. Podobnie zresztą jak to, że
film „Ghost in the Shell” to arcydzieło kina popularnego.
Komentarze
Prześlij komentarz