Zimne wojny Pawlikowskiego




Rzutem na taśmę, ale zdążyłem. W dodatku w towarzystwie mojego syna, z którym do tej pory chadzaliśmy raczej na "Gwiezdne wojny". Na ten film ostrzyłem sobie zęby od jakiś trzech lat. Byłem wtedy słuchaczem kursu reżyserii filmowej w szkole mistrzostwa filmowego Andrzeja Wajdy, a Ty byłeś jednym z moich wykładowców. Jednak podczas zajęć obecny byłeś bardziej ciałem niż duchem. Pracowałeś już intensywnie nad nowym filmem. Postanowiłem wtedy rozgrzeszyć Cie za ów brak zaangażowania w zajęcia pod warunkiem, że zrealizujesz naprawdę dobry film. Na pewno po Oskarze zależało Ci na potwierdzeniu reżyserskiej klasy, znowu zapragnąłeś uwieść publiczność. Bo nie ulega dla mnie wątpliwości, że jesteś uwodzicielem (nie tylko filmowym) par excellence. A kino ich kocha. Twój modus operandi to "mniej znaczy więcej". Zatem w podobnym duchu piszę swoją recenzję. Rzucasz czar (jakby) od niechcenia, tym bardziej, że masz znakomity gust, wyczucie, instynkt, urodę, determinację... Obok Gosi Szumowskiej jesteś naszym czołowym filmowcem eksportowym, jednak moc Twojego filmowego czaru jest nieporównywalnie mocniejsza. Zastosowałeś kod wypróbowany już w "Idzie"; czarno białe zdjęcia w (staromodnym) formacie 1:33, minimalizm pracy kamery i środków filmowych, spokojną, hipnotyczną narrację i perfekcyjny dobór aktorów, którzy bez szarżowania robią ekranową grę. Docierały do mnie impresje, że Joasia gra tu głównie oczami, jednak moim zdaniem, najmocniej działają jej nieziemsko zmysłowe usta (umiejętnie podkreślone charakteryzacją). Kiedy tylko Joanna pojawia się na ekranie przesłania sobą wszystko. Jej rola to unikat, i to nie tylko w skali polskiej. Chwilę wcześniej "uciekła" jej śpiewająca rola (załamała nogę tuż przed zdjęciami) w filmie Janusza Majewskiego "Excentrycy" (2015).


Teraz szczęście uśmiechnęło się do niej szeroko, a kreacja Zuli Lichoń stanowi bezdyskusyjnie uwerturę do jej międzynarowej kariery. Tomasz Kot z pewnością marzy o tym samym, jednak postać Wiktora Warskiego napisana jest zdecydowanie słabiej. Poza rzucaniem tęsknych spojrzeń, nie za bardzo ma co grać. Najwyraźniej postaci kobiece są Ci wyraźnie bliższe. W "Zimnej wojnie" przaśna Polska czy jazzująca, egzystencjalna atmosfera Paryża lat 50, 60 wypadają zdumiewająco wiarygodnie. Zatem ogląda się Twój film jakby powstał kilkadziesiąt lat temu, dosłownie zjada się go oczami jak przepyszną potrawę. Jednak po jakimś czasie, już po wyjściu z kina, dotarło do mnie, że to bardziej deser o słodko gorzkim smaku. Dla mnie, co pewnie uwiedzionych widzów oburzy, to perfekcyjnie zrealizowana, ale taka filmowa wydmuszka. Obyś Pawle miast grać sprawdzonymi, bezpiecznymi kartami, w swoim kolejnym filmie poszedł dalej, bardziej zaryzykował, zaskoczył. Na koniec najważniejsze - rozgrzeszam Cie, ale tym razem liczę na danie główne ;)                                                             

Komentarze

Popularne posty